wtorek, 2 kwietnia 2013

In the Flesh - Odcinek 2.


Po obejrzeniu drugiego odcinka nowego serialu BBC - „In the flesh” zastanawiam się, jak to się stało, że nikt wcześniej nie wpadł na taki pomysł. Znane wszystkim bajkowe (no, może bardziej baśniowe) podejście do zombie, zostało brutalnie rzucone w kąt i zastąpione bolesnym realizmem. Apokalipsa zombie, która nastąpiła w serialowym świecie, nie jest nadzwyczajna, brutalna ani krwawa. Nietrudno nawet w nią uwierzyć czy też ją opisać. Ta apokalipsa jest zwykła. Prosta, w przeciwieństwie do sytuacji, z którymi muszą się teraz zmierzyć wszyscy ci, którzy przetrwali.
W poprzednim odcinku widzowie zostali porzuceni w momencie, gdy przywódca HVF dowiaduje się o powrocie syna z wojny. Okazuje się jednak, że Rick nie jest zwyczajnym weteranem, ale jednym z tych, którzy są tylko częściowo żywi. Tymczasem w rodzinie Walkerów panują zupełnie inne nastroje, zwłaszcza odkąd Kieran był świadkiem egzekucji swojej zombie-sąsiadki. Tu zaczyna się też druga część „In the flesh”. Rodzice chłopaka usilnie próbują wyprzeć ze świadomości to, co zdarzyło się w nocy. Udają, że tak naprawdę nic się nie stało. Wyprowadza to z równowagi Kierana, który, jak można się było już wcześniej domyślić, nie wytrzymuje zamknięcia i wymyka się z domu. Rusza na cmentarz, gdzie został pochowany i poznaje tam Amy – młodą zombie, która prezentuje zupełnie inne podejście do swojego stanu niż Walker. Ich spotkanie prowadzi jednak do tego, że chłopak zostaje rozpoznany, a mieszkańcy niewielkiego miasteczka dowiadują się, że w ich okolicy „grasuje” kolejny gnijący.

Amy
Jeżeli jednak liczyliście na krucjatę przeciwko zombie – raczej się zdziwicie. Drugi odcinek serii bardziej skupia się na codziennym funkcjonowaniu umarlaków niż na pogoni za nimi. Zderzają się tu trzy światy – Kierana, Amy i Ricka. W rodzinie tego ostatniego panuje ogólne zaprzeczenie tego, co się stało. Ojciec udaje, że nic nie wie. Matka boi się swojego dziecka, próbuje jednak ukryć swoje uczucia, a sam Rick uparcie trzyma się tego, że wciąż jest człowiekiem. Z drugiej strony barykady stoi Amy, która promienieje szczęściem. Dziewczyna cieszy się każdą chwilą. Prawdopodobnie wynika to z tego, że zmarła na białaczkę a jej ostatnią myślą było: „Jakie to jest niesprawiedliwe”. Zombizm dał jej więc szansę –
Rick
jakkolwiek paradoksalnie by to nie zabrzmiało – na drugie życie. Najtrudniej przedstawia się zatem sytuacja Kierana, przez co w końcu można zrozumieć, dlaczego to on jest głównym bohaterem. Bo i jak powinien zachowywać się ktoś, kto został przywrócony na ziemię, gdy tak naprawdę jedyne, czego chciał, to umrzeć? Walker popełnił samobójstwo, więc powrót do życia – nawet jako gnijący – jest wyjątkowo trudny.

W drugim epizodzie „In the flesh” dowiadujemy się też, że Ricka i Kierana łączy nie tylko przyjaźń. Aktor wcielający się w rolę Walkera powala na łopatki. Absolutnie genialnie udaje mu się przedstawić emocje, które targają jego niebijącym już zombie-serduszkiem. Wrażliwość, którą emanuje, wywołuje niesamowicie silne współczucie wobec Kierana, szczególnie kiedy dochodzi do
konfrontacji pomiędzy nim a Rickiem. Scena w samochodzie, gdy razem z HVF mają polować na niewyleczone zombie, wzbudza w oglądającym wyjątkowo silne emocje. Sama historia tego zombiaka jest jakby wyjęta z jakiegoś dzieła z epoki romantyzmu. Aż trudno uwierzyć, że tak delikatna postać, jak Kieran, ma na swoim sumieniu kilka zjedzonych mózgów. Wyrzuty sumienia nie powalają mu zresztą normalnie funkcjonować, a ostatnia ofiara wciąż go prześladuje.

Na samym początku wspominałam o przeciętności apokalipsy zombie, z którą można się spotkać w „In the flesh”. Polega ona mniej więcej na tym, że człowiek nie staje się umarlakiem przez ugryzienie – w zombiaki przemieniają się tylko ci, którzy już odeszli. Dlatego też tak bardzo śmieszy scena, w której jeden z bojowników HVF już ma pociągnąć za spust, by odebrać sobie życie, gdy nagle zostaje ugryziony przez zombie. Drugim takim momentem, którego można by się spodziewać w przypadku prawdziwej plagi nieumarłych, jest próba separowania ich od społeczeństwa. Dla uzdrowionych z PDS
Nieco zaniedbana w tym odcinku Jam
zorganizowano specjalne miejsce w barze, żeby nie mieli oni styczności z żywymi. Taka zwyczajność zostaje skontrowana przez niezwykłe postacie i ich historie, które jakoś szczególnie uderzają w ludzką empatię i współczucie. Szczególnie wobec zmagających się z emocjami Ricka i Kierana, czy też cieszącej się „drugim życiem” Amy.

W obliczu nowych wątków, które pojawiły się w „In the flesh”, trochę zaniedbane zostały pozostałe motywy – wściekły ksiądz czy też zachowanie Jam, po tym, jak odmówiono jej uczestniczenia w patrolach przeciwko zombie. Po szalonym kapłanie spodziewałam się radykalniejszych kroków, które doprowadzą do całkowitego ostracyzmu zombie z miejskiego społeczeństwa. Co do Jam, to została ona w odcinku dosyć boleśnie pominięta. Należy tylko liczyć, że w kolejnej części akcja rozkręci się jeszcze bardziej i  będzie on równie zajmujący, co jego poprzednicy.


Ada

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz