Nie raz szło nam się już spotkać z
produkcjami o zombie, które przedstawiają umarlaków, jako już nie
ludzi, a raczej tłamszoną, niezrozumiałą masę. Nie inaczej jest
w powieści „Lament Zombie” S.G.Browne'a. Tytułowy lamentujący
zombie to Andy, który razem z żoną zginął w wypadku, jednak
tylko on w dziwaczny sposób powrócił do życia. Książka opisuje
losy nie tylko głównego bohatera, ale grupki jego przyjaciół,
którzy znaleźli się na spotkaniach Anonimowych Nieumarłych.
Nie przypadkowo nazwa grupy, do której
należy Andy nawiązuje do stowarzyszeń AA. W Browne'owym uniwersum
zombie są traktowani podobnie jak uzależnieni … tylko gorzej.
Sposób, w jaki opisywane jest tu traktowanie nieumarłych do
złudzenia przypomina segregację rasową w XX wieku. Zombie
traktowane są jak zwierzęta, nie powinny socjalizować się z
ludźmi, pozostawione „bez opieki” trafiają do Towarzystwa
Opieki nad Zwierzętami, a ich jedyną rozrywką jest oglądanie
telewizji i wcinanie kosmetyków. Tak, kosmetyków. Podobno to
właśnie w nich zawarte są związki chemiczne, które zapobiegają
rozkładowi. Dlatego kobiety zombiaczki zajadają się szminkami, a
mężczyźni piją szampony …
Jest w tej książce kilka absurdów,
ale są też momenty ciekawe i całkiem oryginalne. Jest przecież
Andy starający się o chociaż złudzenie równości pomiędzy
żywymi a zombie. Umarlak protestujący o prawo głosu jest trochę
ironiczny, szczególnie, że Andy stracił w wypadku mowę, a z
reguły wszystkie zombiaki raczej brzmią w zasadzie „Agh, urgggg
…. .ssss....hhheeerrruuuuu”. Ciekawy jest też motyw, kiedy
główny bohater, niczym rodowity szpieg próbuje wtopić się w tłum
i dojechać do domu autobusem. Mimo tych wszystkich działań, trudno
w jakimkolwiek momencie poczuć do Andy'ego jakąkolwiek sympatię.
Nawet jako zombie-wegetarianin nie wzbudza żadnych pozytywnych
emocji. Początkowo mamrocze tylko o tym, jak podoba mu się jego
koleżanka z AN, potem poznaje grupę myśliwych, aby skończyć na
tym, że zjada swoich rodziców i zapładnia umarłą przecież Ritę.
Wydaje mnie się, że wszystkie te
niedociągnięcia i brak sympatii czy jakiegokolwiek pociągu do
któregokolwiek bohatera, wynika z tego, że „Lament zombie” jest
książką wyjątkowo źle napisaną. Autor zaczyna kilka ciekawych
wątków, jednak traktuje je bardzo powierzchownie. Podobnie zresztą
jak bohaterów. Zachowanie żadnej z postaci nie jest zanalizowane na
tyle, aby w jakikolwiek sposób poczuć się z nią związanym.
Dobra, można się bronić, że czego tu oczekiwać po książce o
zombie, przecież umarlaków nie można lubić. OK, ale przydałby
się chociaż jeden bohater, którego czytelnik pokocha albo
znienawidzi. W książce Browne'a wsystkie zombie i wszyscy ludzie są
jednowymiarowi …
Można zrozumieć, że generalnie
„Lament zombie” miał być przeznaczony dla nastoletniego,
niezbyt doświadczonego czytelnika. Swojego odbiorcę trzeba jednak
szanować i dawać mu to, co najlepsze, a nie serwować serię
niedociągniętych do końca i nierozwiniętych wątków i grupę
bezbarwnych postaci. Pomysł na taki świat, w którym Browne
umieścił swoich bohaterów jest co najmniej interesujący, ale
wykonanie fatalne...
MARSZOWA OCENA:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz