piątek, 15 lutego 2013

Resident Evil: Marhawa Desire


Recenzja oparta jest na trzech pierwszych tomach mangi.

Resident Evil to marka, której nie trzeba przedstawiać. Każdy, kto lubuje się w komputerowej rozrywce i chodzących truposzach, musiał się natknąć na tę serię. Oczywiście od gier wszystko się zaczęło, a potem poszła lawina innych tworów sygnowanych nazwą RE (w oryginale Biohazard). Światło dzienne ujrzały filmy, animacje oraz komiksy. Jednym z nowszych projektów jest manga o podtytule Marhawa Desire i to właśnie ona wpadła mi ostatnio w ręce.

Komiks opowiada zupełnie odrębną historię od tych znanych z pozostałych produkcji z serii Resident Evil. Przenosi nas do elitarnego, odciętego od świata kompleksu szkolnego położonego w Azji, który nosi nazwę Marhawa. Władzę absolutną w tym miejscu sprawuje siostra Gracia i to właśnie ona prosi swojego przyjaciela i dawnego ukochanego Douga Wrighta o pomoc, gdy na terenie szkoły pewna dziewczyna zamienia się w zombie. On jako profesor i znany na świecie bakteriolog ma zaradzić problemowi. Zabiera ze sobą siostrzeńca Rickiego i tak oto zaczyna się cała historia. Warto jednak jeszcze wspomnieć o Chrisie Redfieldzie, który wraz z dwójką towarzyszy z oddziału BSAA poszukują profesora.

Fabułę można osadzić gdzieś pomiędzy piątym a szóstym Residentem. Walka z bioterroryzmem jest tu już w zasadzie czymś normalnym. BSAA, czyli Agencja do spraw Prewencji i Zwalczania Bioterroryzmu działa w najlepsze. Oczywiście zombie nie są codziennością i w postronnych ludziach wciąż wzbudzają strach, ale na komandosach nie robią już większego wrażenia.

Historia jest dużo bardziej kameralna niż w przypadku gier. Skupia się na ograniczonym terenie, czyli kompleksie Marhawa. Nie zawiera tego klimatu związanego z globalną katastrofą. Jest za to przepełniona lokalnymi tajemnicami, które stopniowo odkrywamy. Takich fabularnych punktów zaczepienia znajdziemy kilka. Podstawowym jest oczywiście poszukiwanie ogniska i przyczyny pojawienia się wirusa. Nie mniej ciekawa wydaje się kwestia samej szkoły – zwyczajów w niej panujących, postaci siostry Gracii i pewnych wydarzeń z przeszłości związanych z kompleksem. Do tego już na początku pojawia się tajemnicza, zakapturzona postać, która wydaje się mieć dużo wspólnego z tymi wydarzeniami.

Rozwój sytuacji obserwujemy od pierwszego zakażenia. Przez długi czas nie ma więc mowy o jakiejkolwiek pladze zombie i totalnej rzeźni. Historia rozwija się stopniowo i w mistrzowski sposób odkrywa przed nami kolejne elementy układanki. Tym bardziej, że dzieje się tu dużo i fabuła idzie do przodu całkiem żwawo. Rozdziały trzymają w napięciu, co rusz mamy do czynienia z czymś istotnym dla historii, a kiedy myślimy, że wszystko jakoś się układa...następuje oczywiście zwrot akcji. Nie warto jednak oczekiwać od całości czegoś bardzo skomplikowanego. Fabuła jest klarowna i raczej stawia na konkret i uproszczenie w paru miejscach. Widać, że Capcom nie chciał robić z tej mangi czegoś dłuższego, a całość zostanie prawdopodobnie zamknięta w czterech tomach. A szkoda, bo niektóre wątki można by moim zdaniem nieco rozszerzyć.

Warto zaznaczyć, że stylistycznie historia została mocno dostosowana do standardów panujących w anime czy mandze. To nie jest już opowieść o globalnej katastrofie i przebijaniu się przez hordy zombie. Pojawiają się emocje niekoniecznie związane tylko i ze strachem i chęcią przeżycia (zwłaszcza w przypadku wątku związanego ze szkołą). Historia w większym stopniu skupia się na postaciach. Te z kolei wydają się bardziej ludzkie, nie są to już tylko komandosi czy policjanci, jak to bywa w przypadku gier. Łatwiej się z nimi utożsamić, postawić na ich miejscu. Inna sprawa, że ich osobowości nie są zbytnio skomplikowane. Stąd pojawia się na przykład pytanie czy taki luzacki studenciak rozglądający się za panienkami jak Ricky Tozawa przypadnie czytelnikom do gustu. Warto jeszcze wspomnieć, że w dialogach pojawia się trochę humoru. Zauważalny jest nawet lekki wątek miłosny (choć nazwanie tego w ten sposób to zdecydowana przesada). Samej akcji początkowo jest tu niewiele, potem jej stężenie wzrasta (a w kolejnym tomie pewnie będzie jej jeszcze więcej), zapomnieć można natomiast o jakimkolwiek klimacie grozy. Zakładając oczywiście, że nie cierpimy na fobię dotyczącą chodzących truposzy.

Kreska autorstwa Naoki Serizawy jak na moje amatorskie oko wygląda naprawdę dobrze, zwłaszcza na „zbliżeniach”. Wrażenie robią szczegółowo wykonane postacie i tła. Oczywiście dotyczy to również zombiaków. Mam tylko wrażenie, że na niektórych rysunkach postacie wyglądają dosyć płasko, jakby były wklejone w tło. Istnieje jednak spora szansa, że to tylko mnie coś nie gra i kompletnie nie znam się na perspektywie.

Docenić należy również bardzo dobrą jakość wydania. Świetnym pomysłem jest zamieszczenie długiego streszczenia poprzednich wydarzeń na początku każdego tomu (oczywiście z wyjątkiem pierwszego). Bardzo dobrze wypada również polskie tłumaczenie autorstwa Pawła Dybały.

Capcom wydał naprawdę dobry tytuł sygnowany nazwą Resident Evil. Warto jednak traktować go jako zupełnie odrębny twór, niezwiązany zbytnio z grami (mimo tego, że jest to element kampanii promocyjnej związanej z tytułem RE: Operation Racoon City). Historia tu opowiedziana przez długi czas ma zupełnie inny nastrój i operuje na innej gamie emocji. Podejrzewam, że nie każdemu przypadnie to do gustu. W końcu od marki RE oczekuje się sporej ilości akcji i nastroju rodem z apokalipsy zombie, a te klasyczne elementy pojawiają się dopiero w tomie trzecim. Wychodzi więc na to, że rzeczony komiks zawiera sporo aspektów, które w zależności od punktu widzenia stają się zaletami lub wadami. Osobiście doceniam świeższe spojrzenie na temat i całą historię oceniam na plus. Jest absolutnie wciągająca i trudno się od niej oderwać a to przecież najważniejsze. Z niecierpliwością oczekuję na kolejny tom.

Norbert Nowak

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz