czwartek, 29 listopada 2012

Zombies are real! Czyli początek.


Prawie sto lat w popkulturze istnieją już stworzenia niemal umarłe. Bezmózgie, gnijące od środka (od zewnątrz zresztą też), gubiące kończyny kreatury towarzyszą wielu literackim, serialowym, komiksowym i książkowym bohaterom. Zawsze tam gdzie pojawia się groźny wirus czy ugryzienie półumarłego psa, zaraz zjawia się horda umarlaków z mózgami na wierzchu. Ewentualnie z jelitami w garści. Takie makabryczne obrazki najwyraźniej nie są zajęte wyłącznie dla naszej wyobraźni i rzeczywistości literacko-filmowej. Dzięki kolejnym eksperymentom wątpliwych znachorów i wymysłom ludzkiego mózgu, możliwe, że już niedługo po ulicach będą biegać zombie, krzycząc, jak to mają w zwyczaju: „Brainnnsss!”.




Dawno i daleko

W to, że zombie istnieją bez problemu można uwierzyć. Najbardziej znane przypadki zombifikacji zwłok pochodzą z Haiti. Jednak tam ożywione zwłoki występują nie w roli głodnych bezmózgów, a raczej ofiar, które po śmierci zniewolone zostają przez szamanów (zwanych bokors) i wykorzystywane są do pracy. Dlatego wielu mieszkańców tej wyspy, w obronie swoich zmarłych, przed pogrzebem wbija w ich ciała kołek lub odcina kończyny. Podobne praktyki spotykane są w afrykańskiej Ghanie oraz amerykańskich stanach Luizjanie i Florydzie.

Teraz i blisko

Jednak nie o takich zombie miało być, tylko o tych bardziej współczesnych i dużo nam bliższych. Pozostajemy na Florydzie, a konkretnie do Miami, gdzie w maju tego roku rozgorzało o tym, że do Stanów Zjednoczonych nadchodzi apokalipsa Zombie. Rozchodzi się tu oczywiście o słynnego już Rudy'ego Eugena, który 26 maja został zastrzelony podczas zjadania bezdomnego Ronalda Poppo. Z reguły normalnie zachowujący się 31-latek zachowywał się jak zwierze, warcząc na policjantów, gdy Ci próbowali go od zdobyczy odpędzić. Dodać trzeba, że zajadającego się biedakiem mężczyznę unicestwiono w sumie oddając siedem strzałów, gdyż na poprzednie nie reagował. W tym samym mieście aresztowano 21-letniego Brandona de Leona, który w czasie aresztowania usiłował odgryźć policjantowi ręce, jednocześnie rzucając się i grożąc, że go po prostu zje. Ostatni przedstawiony tu przykład ze Stanów Zjednoczonych, tym razem nie pochodzi z z Miami a z New Jersey. Jest to chyba najbardziej spektakularne wydarzenie w historii współczesnego zombizmu. To właśnie tam pewien mężczyzna dźgnął się w brzuch około pięćdziesięciu razy, a następnie w funkcjonariuszy rzucił własnymi jelitami. Prawdziwy umarlak, skoro rozrzuca na prawo i lewo swoje organy, poza tym jeszcze bardziej daje do myślenia, czy te nasze współczesne zombiaki mają w końcu te mózgi czy nie?
Można jeszcze wymieniać wiele sytuacji, które pozwalają wierzyć, że w drugiej dekadzie dwudziestego pierwszego wieku faktycznie coś jest z tymi półumarłymi na rzeczy. Skoro w Teksasie matka zżera mózg swojego dziecka, w japońskim metrze jeden mężczyzna zjada drugiego a inny obywatel próbuje odgryźć kobiecie policzek, w Luizjanie zazdrosny mąż zjada twarz kochanka żony, w Maryland student zjada serce i mózg kolegi, a w Nowym Jorku zdarzył się przypadek, że zamiast gumy do żucia w ustach pewnego delikwenta znajduje się ludzkie ucho.

Solą w zombie, czyli zrób to sam

Należałoby się zastanowić, gdzie kończy się zwykły kanibalizm, a gdzie zaczyna zombizm. Chyba w momencie, kiedy potencjalny umarlak nie ma kontroli nad swoim mózgiem, staje się kompletnym więźniem zwierzęcego instynktu. Takie popędy wywołuje jeden z najnowszych wynalazków narkotykowych bossów - „sól do kąpieli”. Środek nie tak widowiskowy jak ugryzienie czy podrapanie przez prawdziwego zombiaka, ale skutki podobne. Taka sól zawiera mefedron i MDPV, które skutkują wyłączeniem się empatii, paranoją i niepohamowanym głodem.
Niby wszystko naukowo wyjaśnione, ale coś zmusiło jedną z agencji amerykańskiego Ministerstwa Zdrowia i Usług Społecznych do wydania oficjalnego oświadczenia, że „Zombie nie istnieją”. Może to wrodzona naiwność Amerykanów, którzy jak historia pokazuje bardzo lubią wierzyć w niestworzone historie i najazd kosmitów na ich ukochany kraj. Łatwowierność łatwowiernością, ale część z nas na pewno nie może się doczekać, żeby przetrwać zombie apokalipsę. Zabijanie bezdusznych stworzeń musi być wyjątkowo zabawne. Zwłaszcza, że jedyne, czego pragną to „Mózzzzguuu”, no i może ludzkiego serca, ale w bardzo mało romantycznym sensie. No i wychodzi na to, że hollywoodzcy twórcy mieli rację, jak apokalipsa to tylko w Ameryce.

PS. No może nie do końca tylko w Ameryce, bo u nas na blogu też będzie apokalipsa. I to siermiężna! 

Ada

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz